Nocą przyszła Burza. Taka straszna, z wielkimi piorunami, od których robi się jasno jak w dzień, i z grzmotami długimi, toczącymi się gdzieś po ziemi. Ostatni raz taką burzę przeżyłam w górach w Grecji. Wtedy bałam się naprawdę, słuchając jak grzmoty biegną po szczytach. Nieprzerwanie. Teraz bałam się tak raczej bezinteresownie. Pies spał, w nosie ma zjawiska przyrodnicze, sam wszak do nich należy.
Przyszedł czas na rachunek sumienia. Osiem miesięcy w Ameryce Południowej, dwa – wakacyjne – w Polsce i końcówka roku w Kolumbii otra vez.
Nie znalazłam czasu na zrobienie mapki, nie znalazłam na opisy takie bardziej szczegółowe co gdzie i jak, jeśli ktoś się wybiera, ma życzenie się dowiedzieć, proszę się zaanonsować w komentarzu, na pewno odpiszę. A tymczasem SUBIEKTYWNY RANKING IWONKIPIBARY;-)
NIEUSTAJĄCO PIERWSZE DWA MIEJSCA ZAJMUJĄ W NIM
1. WENEZUELA I KOLUMBIA
Wcale nie dlatego, że to był mój pierwszy raz – chociaż nie wykluczam, że „najpiękniejszy pierwszy dzień, potem wszystko idzie w cień”. Ale chyba nie o to chodzi tym razem. Wypadkowa nienachalnej (czytaj nie na sprzedaż) egzotyki, totalna, bujna i OGROMNA przyroda, która szczelinami wciska się do domów (pisałam już że tym razem w domu nie mam karaluchów? ZA TO STADAMI PO ŚCIANACH BIEGAJĄ ZIELONE MAŁE JASZCZURKI Z KOMICZNYMI RYJKAMI. ZDECYDOWANIE JESTEM za!).
Góry, doliny, morza, rafy, gęsta dżungla, papugi i jaguary, jak się ktoś uprze to i Indian golutkicyh jak ich sam Pan Bóg stworzył znajdzie i takich (lepiej ich nie szukać) co plują do nieznajomych całkiem niefajnymi strzałkami, od których się możesz przenieść do Krainy Wiecznych Łowów. Mity i bajki żyją tu na równi z serialami. Z tym, że w seriale jednak wierzy się mniej.
Jest bałagan. Jest – co tu dużo gadać- pierdolnik. (wenezuelski inny niż kolumbijski, ale to jednak w obu przypadkach jest właśnie TO!).
Są miejsca, w których można zginąć w ciszy. Najpiękniejsze moje momenty?
Stalowe delfiny pluskające się obok mnie w Orinoko i Orinoko sama. Rzeka tajemnic. Tysiące papug na jednym drzewie i ich wieczorna odprawa- wrzask nie do opisania.
W Kolumbii? Rozgardiasz i ludzie. Niesubordynowani, bez żadnych zasad, ale przyjaźni, uśmiechnięci, zawsze pomocni i weseli.
I selva też. Poznana, oswojona. jej mała część- już moja, na mule mogę jechać z zamkniętymi oczami! Nic więc dziwnego-że kochana.
Ekwadoru nie znam. Przejechałam gon ekspresowo – w tydzień. Miłe miejsce, takie pograniczne. Już więcej Indian na ulicach, już inaczej ( W Kolumbii i Wenezueli Indianie tworzą swoje enklawy w Sierra Nevada de Santa Marta w San Agustin itd – na ulicach ich nie ma, a jeśli są to wtopieni, nie tacy barwni jak potem. Ekwador to przedsionek POMIESZANIA.
Dobre ceny, raczej podłe żarcie, żadnych złych przygód. Ale wielkiej chęci, żeby akurat tam wrócić- brak. Może kiedyś…
Peru- perła w koronie. Turystycznej. Oprócz zagubionych w dżungli miejsc gdzie nie docierają turyści ( i ja też nie dotarłam) absolutnie wymuskany (jak na Am Pd rzecz jasna ) turystyczny kołchoz. No, animatorów jak w Tunezji się dzięki Bogu jeszcze Państwo nie dorobili, ale śmiało do Peru (na szlak Gringo) można jechać z angielskim i rozmówkami hiszpańskimi. Jak ktoś chce zboczyć ze szlaku, niech zapomni o inglisz.
Peru jest – jak na Am Pd znowu zaznaczę- całkiem cywilizowane. Można tu latać na lotniach, uprawiać kitesurfing, zjeżdżać na deskach z wydm, nurkować, wspinać się- wszystko mas o menos dobrze zorganizowane. To taki kraj na wakacje dla tych co się boją na naprawdę dziko pojechać, ale troszku tak by chcieli… Choć wiem, że są miejsca w Peru gdzie… Olaboga!!! Ja jednak (jako że nie byłam sama a z Panem który lubi, żeby było raczej czysto) do nich nie dotarlam.
Ceny w Peru są dobre. Za 2000 zl, żywiąc się w restauranach tanich i sklepach można na dużym luzie przeżyć miesiąc (nie wliczam wycieczek oczywiście).
Boliwia – o matko bosko! Tanio jak barszcz, naturaleza- OBŁĘDNA! A jednak nie. Ja miałam doświadczenia złe. Ludzie warczą, kradną, popychają się na ulicach, brud straszliwy, taki NADRZĘDNY, pachnący zgnilizną i spalinami, wysokości (ponad 5 tysięcy momentami, a 4,500 to norma) zabijają. Żarcie potwornie podłe. Ale znam takich (na przykład Suchego) którzy mi mówią: W miastach nie bywaliśmy, wspinaczka super, ogólnie fantastico. Ja w Boliwii byłąm bardzo chora więc może spróbuję przewartościować poglądy. Kiedyś. Szymonie, wierzę, że pomożesz!!! :-)
Ale przyznaję: dla takich widoków jak Salar de Ujuni i pewnie dla tych sześciotysięczników-warto znieść wiele. Mi zabrakło zdrowia i siły, a z nimi odwagi.
Argentyna- Raj. Szwajcaria Am Pd. Drogo. Super fajne buty. Kuchnia… booooooooska! Wodospady też. Polecam, można z małymi dziećmi. Zaplecze turystyczne dobre. Da się żyć w warunkach europejskich, a jak komuś trzeba wielorybów albo konnych przejażdżek i innych gauchos- też się znajdą.
Urugwaj- nie wiem. Znam Colonię- takie urugwajskie Toledo. Piękne, ciche. Ogólnie podobnie chyba jak w Argentynie. Czysto miło.
Reasumując – komu trzeba, żeby było jak w domu- niech jedzie na południe- ponoć Chile też jest drogie, turystyczne i wymuskane, komu trzeba adrenaliny albo takiej NATURALEZY bez banerów, to polecam północ AM PD.Oczywiście w każdym kraju (zarówno w Peru jak w Chile) teoretycznie są wycieczki a to „do dżungli” a to gdzieś tam- na ranczo konna wycieczka z obiadem”. Ale proszę w to nie wierzyć. Dżungla to są żarty. Jakieś domki drewniane i parę papug na drzewie.Jak na działce pod Warszawą. A ranczo – też nic wielkiego. żeby pojechać dalej i głębiej trzeba zapłacić więcej, albo… omijać agencje podróży. Albo znać dobry adres. Ale kiedy się jest turystą, co przyjechał na trzy tygodnie to ciężko jest-wiem. I dlatego właśnie polecam Wenezuelę i Kolumbię. Bo tam – nie ma przebacz.
Wszystko jest takie jakie jest.
Nikt nie ściemnia.
Ja tylko żałuję że nie dotarlam do Brazylii. Ale przecież:
JESZCZE W ZIELONE GRAMY, JESZCZE NIE UMIERAMY…
;-)
A teraz tu, tak mi się marzy skok do Panamy. Ale z kasą krucho. Sponsorze!!!! Odezwij się!